Do Abtenau dotarłem wraz z Karoliną, Bartkiem i Klaudią zaraz po zakończeniu Mistrzostw Czech. Nie pisałem o nich, ponieważ nie miałem dojścia do internetu. Znaleźliśmy mieszkanko, dołączył do nas luzak z Portugalii Claudio. W niedzielę rano do kościółka, a potem na start. Wywieźli nas na górkę o przewyższeniu 800 m w pobliżu Dachstein – dzień treningowy. Początkowo cumulusy były na wys. 2800 m, ale po 2 godz. już na 3600. Piękne widoki – niestety w pobliżu szczytu wiatr wiał z prędkością 50 km/h, wolałem nie podlatywać blisko.
Pierwszego dnia zawodów część pilotów pojechała na wycieczkę do Salzburga, a pozostali próbowali polatać pomiędzy opadami.
Dzisiaj jesteśmy już po 3 godz. oczekiwaniu na starcie, zaczęła się impreza, wsuwamy potrawy z grila, naprawdę do syta i smacznie. Mam nadzieję, że jutro pójdzie task, przynajmniej prognozy są optymistyczne.
20.05
Poszedł task. Nie mogę powiedzieć, że był dla mnie szczęśliwy. Zaraz po starcie duży krawat, kilka zwitek w spirali – udało mi się wyciągnąć kawałek za luźne linki. Potem już dało się utrzymać kierunek, powoli rozłożyłem skurczybyka. Straciłem trochę psychacza, choć dalszy lot przebiegał w miarę spokojnie. Niestety leciałem już powoli, wyników jeszcze nie ma , ale myślę że będę ok. 50.
Po pierwszej konkurencji jestem 64.(można powiedzieć, żem jest dupa).
21.05
Oczywiście start znowu zepsułem – tym razem 14 min. przed otwarciem okna byłem wśród 4 pilotów na 3500 m, reszta krążyła mozolnie pod nami. Wpadłem na „świetny” pomysł, że znajdę następny jak wcześniej – niestety. Otwierałem trasę 1000 m pod wszystkimi – total kanał. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia 130 szmat w jednym kominie pod chmurką. Postanowiłem, że skoro jestem już w takiej dupie, nawet nie mając dolotu do następnej grani, poleciałem na dużym ryzyku, ale o dziwo coś tam zadziałało i powoli zrobiłem wysokość i gaz na punkt. Mając ok. 4 km do punktu za Dachsteinem mijali już mnie pierwsi zawodnicy, lecący z powrotem w kierunku ostatniego punktu. Po zaliczeniu cylindra wiedziałem, że jeśli polecę za resztą, to na mecie będę ok. 60-70 miejsca i znowu postanowiłem zaryzykować. Rzuciłem się na skuśkę przez płaskowyż Dachsteina i w miarę to działało. Nadrobiłem ok 5 km do czołówki, trochę niepotrzebnie kręciłem komin przed ostatnim punktem, bo na metę doleciałem mając 700 m – ale to już szczegół. Wyników jeszcze nie ma, ale chyba będzie lepiej niż wczoraj.
Nie było źle – byłem 35, ale to liczenie punktów jest dziwne, chociaż sprawiedliwe, bo całą trasę byłem z tyłu, tylko na koniec podgoniłem, wiec nie dostałem pkt. za aktywność. Doskonale spisuje się nasz kolega z Portugalii Claudio – po 2 taskach jest 4.
1 Durogati A
2 Druin S
3 Savov Y
4 Claudio Virgilio !!!
Nam niestety idzie marnie, chociaż patrząc na latanie Bartosza myślę, że za rok może dwa będziemy mieli komu kibicować. Kolega Bartek powiedział, że lata dopiero 2 lata i już walczy jak stary zawodnik. Choć jego psycha i cierpliwość są bardzo słabe, na szczęście Klaudia go prostuje. Wieczorem do Abtenau dotarli moi ziomale: Saper, Gaździna i Kleja z Ewą. Aga zrobiła dwa piękne przeloty w Tolminie.
22.05
Poszła konkurencja. Wiało raczej bardzo mocno – momentami pod wiatr stało się w miejscu.
Trasę rozłożyli jak na takie warunki bardzo dobrze. Jako start ustawili cylinder oddalony pod wiatr jakieś 1500 m – na tym odcinku straciłem jakieś 800 m, potem nie miałem już wyboru, znalazłem się na środku doliny, gdzie wiało jak fiks. Na szczęście złapałem jakieś szarpnięcia, zdryfowałem w nich nad taką górkę, na której opierał się wiatr i jazda na maxa 50 m nad glebą. Pode mną z prawej druty z wysokim napięciem, trochę na żaglu, trochę na termie wyrzeźbiłem jakieś 150 m i odszedłem w prawo na mocno nasłonecznione zbocze na zawietrznej. W karkołomnym kominie wyjechałem w końcu na dużą wysokość, wszystko trwało ok. 40- 50 min.
Czołówka oczywiście mi odleciała, dalej szlo mi już całkiem nieźle, regularnie kominy odchodziły z nawietrznych stron grani. Raz wyjechałem prawie na 3 tys. i z wiatrem bez spida miałem 89 km/h . Wykręciłem ostatni i ruszyłem w stronę mety. Wario pokazywało doskonałość 8, a że było z wiatrem stwierdziłem, że dolecę bez problemu. Na 4 km przed metą dostałem poważną niesygnalizowaną bombę, spadłem ze 100 m i nagle mój dolot diabli wzięli, ponieważ przede mną była grań której z tej wysokości nie byłem w stanie zrobić. Grzecznie zawróciłem w parę minut, potem wylądowałem na eleganckiej łące – kolega który leciał za mną oczywiście doleciał. Ale jest też dobra wiadomość, mój wspólnik z pokoju Claudio Virgilio po tym tasku wejdzie chyba na 1 miejsce. Na mecie było 26.
Bartek po tasku strasznie się zdenerwował i razem z Klaudią piszą protest. Czyżby Bartek przejął pałeczkę po Malim?
Claudio jest pierwszy rysnął Yassena tylko o 1 pkt. – no to pijem.
Dzisiaj rano tj. w niedzielę (potwierdzamy wiadomość za 0,5 godz.) będzie rozdanie nagród Walter jeszcze o tym nie wie, ale jego „teamowy” Claudio wygrał m.in dzięki wariometrowi oczywiście firmy Flymaster. Mam nowe wiadomości: firma wypuszcza za ok. miesiąc nowy model – połączenie waria z gpsem.
Dobra a teraz nie o lataniu. W poniedziałek była niezła imprezka – Yassen miał urodziny. We wtorek poprawka.
Środa i czwartek latanie, wieczorem znowu impreza pt. odwiedzamy targi paralotniowe. Tam spotykam Polaków: szkołę Witka Sasa, Ewe Wiśnierską, i kolegów Claudio, cały team FlyMaster.
Claudio co dzień rano wita nas po polsku „dziendobry”, przed obiadem mówi „I must say something … śmaćnego”. Mówi, że jesteśmy PO team. Generalnie to niezły jajcarz.
Antyspam zapewnia reCAPTCHA i Google (Prywatność, Warunki)